Blueberry [code, graphics] farfar [code, graphics] djh0ffman [code, graphics, music, direction] added on the 2020-04-12 09:13:45 by djh0ffman. popularity helper. increase the popularity of this prod by spreading this URL: or via: facebook twitter pinterest tumblr. comments.
Nowa architektura, którą przyszło zasiedlać ludowi pracującemu wymagała nieco odmiennych rozwiązań wnętrzarskich niż np. wiejska chałupa (choć niektórzy początkowo i na świeżo wybudowanych osiedlach hodowali nioski rosołowe, a i cichaczem jakaś krasula przemknęła). Nie dało się ich urządzić także jak przestronnych mieszkań w kamienicach, z dużymi pokojami o jasnych ścianach i wysokich sufitach. Na szczęście istniał „Głos Nowej Huty”, który dzielnie instruował świeżo upieczone panie domu, jak mają nowocześnie urządzić swoje nowe gniazdko. Oczywiście z pomocą tylko polskich sklepów. A pięćdziesiąt lat temu… Mamy wczesne lata sześćdziesiąte. Nowe bloki mieszkalne na równie Nowej Hucie pachną jeszcze mieszanką aromatów zaprawy murarskiej, tynku i farby. Stukamy do pierwszych drzwi i trafiamy do elegancko urządzonego m2. Gospodyni wprowadza nas do przedpokoju, który mieści kilka drobnych mebli użytkowych, ale za to jakich! Wieszak, szafka na buty, lustro. W nowohuckich sklepach można nabyć taki zestawik, uwieczniony na zdjęciu naszego fotoreportera, za jedyne 1240 złotych. Składa się z wieszaka w kolorze zielonym i seledynowo-czarnej szafeczki na buty, posiada ponadto pięć metalowych haków, półeczkę na kapelusze, miejsce na parasolki i duże lustro. Tymczasem gospodyni prosi nas do dużego pokoju. Od lewej komplet z przedpokoju, stoliczek z salonu i wzór supermodnego kilimu za jedyne 2262 złote. Na środku kwadratowy stolik otoczony czterema krzesłami. To idealne miejsce do przyjmowania gości, ewentualnie do urządzenia partyjki brydża. Ale czymże byłby stół bez obrusa? A ten najlepiej kupić w sklepie Polski Len na osiedlu B-32. Za 73 do 115 złotych można nabyć oryginalną i trwałą ozdobę stołu. Ba! Na półkach znalazła się tylko część partii, reszta poszła na eksport. To nie byle co. A skoro już jesteśmy przy tekstyliach, nie sposób przemilczeć firanek. Każda polska gospodyni wie, że bez nich okno jest łyse. Im lepsze gatunkowo, tym droższe. To jednak rzecz, na której nie warto oszczędzać. Ostatnim krzykiem mody są za to kilimy, których w nowohuckich sklepach mamy wielki wybór. Piękny kawał polskiej roboty w eleganckie zakopiańskie wzory. Prawdziwy hit. Jedyne 2262 złote. Takie lampy były i pięknym i praktycznym prezentem. Każde pomieszczenie w domu trzeba nie tylko przyozdobić, ale i oświetlić. W tym celu najlepiej udać sie do jednego ze sklepów CPLiA. Tam już czekają najnowsze śliczne lampy. Te najpiękniejsze, o najbardziej wyszukanych fasonach to projekty rodzimej malarki pani Walczakowej, krakowianki. Nic, tylko kupować i wieszać lub stawiać w korytarzu, salonie czy innym pomieszczeniu. Nasza pani domu tak zrobiła i jej sypialnię zdobią piękne niskie lampki w „słomkowych kapelusikach”. A, że okazji nigdy dość, można nie tylko siebie, ale i kogoś bliskiego obdarować takim praktycznym prezentem… Prototyp nowoczesnej sypialni, powstały w Kalwarii. Skoro jesteśmy przy sypialni, nasza pani domu wprowadza reporterów „Ciekawostek historycznych” do swej alkowy i z dumą chwali się najnowszym prototypem wykonanym w Kalwarii. Dwa niskie łóżka, tyleż samo stoliczków nocnych z półeczkami, oprócz tego szeroka toaletka z otwieranym blatem z lustrem, szafa czterodrzwiowa i komplecik składający się z wysokiego stolika o oryginalnym kształcie oraz trzech stołeczków obitych czerwoną tkaniną. Na szczęście sypialnia naszej gospodyni jest spora, bowiem ten zestaw wymaga pewnej ilości miejsca. Po lewej prezent, jaki otrzymali nasi reporterzy, a po prawej nowiutki komplet mebli kuchennych naszej gospodyni. Kuchnia to zupełnie inna para kaloszy. Choć niewielka, musiała być funkcjonalna. A co lepiej posłuży pani domu niż komplet prosto z nowohuckiego Salonu Mebli. Posiada ciekawe zestawienie kolorów: kremowy i popielaty oraz kilka odcieni blatu stołu, krzeseł i kredensu. Komplet składa się z dużego kredensu z dużą ilością szufladek, stołu, dwóch taboretów oraz wieszaka na ściereczki. Cena całości − zł. meble są efektowne, niezwykle praktyczne i ładne. „Jak się żyło za komuny…” to kolejny artykuł publikowany przez nas w ramach współpracy z Muzeum Historycznym Miasta Krakowa. Dzieje Nowej Huty i jej mieszkańców możecie poznać zwiedzając Rozproszone Muzeum Nowej Huty. Na koniec perełka. Nasi reporterzy zostali na pożegnanie obdarowani. Otrzymali od pani domu wyroby ludowe, jakich wiele w naszym sklepie CPLiA, które ponoć powinny się znaleźć w każdym gustownie urządzonym mieszkaniu. Nie zawsze przecież są to rzeczy drogie, a stanowią dużą ozdobę pokoju, o czym spieszył donieść „Głos Nowej Huty”. Jeszcze drobna refleksja. Podczas ostatniej wizyty w IKEI zauważyliśmy, że współczesne, jakże popularne meble z tego sklepu często bardzo przypominają cacuszka polskiego modernizmu… Czyżby szwedzcy projektanci także czytywali porady „Głosu Nowej Huty”? Źródła: „Głos Nowej Huty”, wybrane numery z lat 1959-1967. Polecamy: Rozproszone Muzeum Nowej Huty Kup ciekawą książkę (dużo taniej niż inni):
Tips for communication. Stay calm. This is important if your child reacts with ‘attitude’ to a discussion. Stop, take a deep breath, and continue calmly with what you wanted to say. Use humour. A shared laugh can break a stalemate, bring a new perspective, lighten the tone, and take the heat out of a situation. Jak podaje Agencja Badań Rynku i Opinii SW Research, co trzeci młody Polak wynajmuje mieszkanie. Tylko część z nich stać na wynajmowanie w pojedynkę lub z partnerem. Reszta mieszka w komunach. Tak jak Pola, Kasia i Mat, którzy przez dwa lata wynajmowali trzypokojowe lokum na warszawskiej Woli. - Poznałam Mata jeszcze w ogólniaku, na obozie. Ja jestem z Pomorza, on ze Śląska. Z kolei Kasia chodziła z Matem na angielski w klasie maturalnej - tłumaczy Pola. - Potem okazało się, że wszyscy wylądowaliśmy w Warszawie, szukaliśmy jakiegoś niedrogiego lokum. Mat znalazł to cudo. Kasia śmieje się opisując 60-metrowe mieszkanie w bloku z lat siedemdziesiątych. - Drzwi były stare, przez nieszczelne okna przeleciałby Boeing, a średnia wieku w bloku wynosiła 99 lat i była poważnie przez nas zaniżana - dodaje. - Ale i tak były to dwa najlepsze lata mojego życia - wspomina z nostalgią Pola. - Przede wszystkim zawsze było z kim pogadać. Nieraz zdarzało się, że wieczorem zaczynaliśmy gawędzić w przedpokoju, by po trzech godzinach zorientować się, że siedzimy na podłodze i właśnie wypiliśmy trzecią butelkę wina, dyskutując o ulubionych serialach i dogłębnie analizując najnowszy związek Mata. Tylko po takiej posiadówie zostawała tona pustych kieliszków, butelek i generalny syf. A chętnych do sprzątania brak - dodaje. Czysta sprawa Im więcej ludzi korzysta z łazienki czy kuchni, tym częściej trzeba ją sprzątać. I o to najczęściej kłócą się lokatorzy takich mieszkań, jak to wynajmowane przez Mata, Kasię i Polę. Wiek nie ma tu nic do rzeczy. - Mieszkam w domu pod Poznaniem z sześcioma innymi osobami. Na początku ustaliliśmy grafik sprzątania i podział obowiązków. Co sobotę inna osoba czyściła kuchnię, inna jedną łazienkę, drugą, jeszcze salon, etc. Udało się trzymać ustaleń przez dwa tygodnie. Teraz panuje absolutna wolna amerykanka. Kto się wkurzy, kto nie może znieść syfu, ten sprząta. Ilekroć chcę coś ugotować, muszę zacząć od pozmywania góry naczyń i umycia blatów w kuchni, inaczej można się przylepić. To mnie wkurza najbardziej - 30-letnia Aleksandra opisuje swoją sytuację mieszkaniową. Właścicielką domu jest mama Gosi, lekarki. Gosia, Adam i Justyna pracują w tym samym szpitalu. Dziewczyny wstają o 6 rano, Adam, 20 minut później, gdy zwolni się jedna z dwóch łazienek. Łukasz jest nauczycielem. Gdy za lekarzami zamykają się drzwi, pędzi do łazienki. Ma chwilę dla siebie, bo Aleksandra musi być w biurze dopiero o 10. Klaudia jest freelancerką, więc bywa, że dociera pod prysznic dopiero późnym popołudniem. Logistyka wspólnego mieszkania zdecydowanie nie jest łatwa. Zwłaszcza, gdy na siedem osób przypadają tylko dwie łazienki. Nieustannie jednia z nich jest zajęta. I choć wszyscy są dorośli, odpowiedzialni i pracują, żadne nie ma wrodzonej smykałki do wynoszenia śmieci. - Pewnego razu zaatakował nas rój muszek-owocówek, które zalęgły się w niewypróżnianym od tygodnia śmietniku. Armagedon. Trzeba było wietrzyć non stop przez cały weekend, żeby pozbyć się smrodu i owadów - Aleksandra robi obrzydzoną minę. A co z kwestią jedzenia? U warszawskich studentów lodówka była wspólna. Wspólna była też kasa na jedzenie. "Co tydzień wrzucaliśmy do puszki po 50 zł. Kto zrobił zakupy ten wrzucał do puszki paragon. Pod koniec tygodnia siadywaliśmy na podłodze w pokoju Mata i oglądając "Taniec z gwiazdami" podliczaliśmy wszystko", objaśnia system księgowy Kasia. "Do tego dzieliliśmy się łupami przywiezionymi z domu". Pola zawsze wracała obładowana słoikami zupy. Rodzice Kasi pakowali jej do plecaka co popadnie, z plasterkami sera włącznie. "Może myśleli, że w Warszawie nadal obowiązuje system kartkowy"? śmieje się Pola. Pranie brudów Przez rok w warszawskim mieszkaniu dziewczyn i Mata nie było pralki. Każdy radził sobie jak mógł. Gdy w końcu pojawił się upragniony cud techniki, Kasia została mieszkaniowym szopem-praczem. - Lubię robić pranie. A gdy widziałam, jak Mat pcha do pralki czarne skarpetki, białe koszule i kolorowe dresy, naraz, robiło mi się słabo. Więc samozwańczo mianowałam się Królową Pralki - Kasia przez rok robiła cztery prania tygodniowo. Niestety, współlokatorom nie udało się namówić jej, by oprócz tego prasowała ich ubrania i układała je w szafie. Łazienka była chyba ulubionym miejscem spotkań młodych ludzi. - Bywały takie poranki, że wszyscy jednocześnie musieliśmy skorzystać z łazienki. Więc ja siedziałam w wannie, za zasłonką, Mat się golił, a Kaśka suszyła włosy. To chyba idealnie pokazuje, jak bardzo zżyta była nasza komuna. Nic się nie ukryło. Gdy Mat wracał do domu z nowym chłopakiem, rano komentowałyśmy z Kaśką sprawę w kuchni, nie pozostawiając na delikwencie suchej nitki - zdradza Pola. - No i te imprezy! Nie robiliśmy ich za często, bo sąsiadka z dołu była wyjątkowo upierdliwa. Pewnego razu zapukała do mieszkania o 1 w nocy, wściekła jak osa, że u nas znowu jest głośno. Robiliśmy akurat imprezę Halloweenową, więc drzwi otworzył jej Mat przebrany za czarodzieja. Miał pomalowane na czarno oczy i paznokcie, na głowie kaptur. Brakowało tylko Biblii szatana i kociego truchła - wspomina Kaśka. Sąsiadka wyburczała coś o ciszy nocnej, postraszyła policją i wróciła do siebie. - No i wtedy odkryła, że wcale nie trzeba wspinać się na ósme piętro, można przecież walić wałkiem w kaloryfer - uzupełnia opowieść Pola. Wspólna szafa, pełna chata Dziewczyny cenią sobie wspólne mieszkania jeszcze z jednego powodu: ile lokatorek, tyle szaf, z których można pożyczać kreacje. Pola i Kasia nagminnie wymieniały się butami. - Znalazłam ostatnio kartkę od ciebie, na której napisałaś, że pożyczyłaś moje kozaki, ale gdybym chciała je założyć to mam ci dać znać i w mig wrócisz do domu, żeby mi je oddać. Ciekawe, czy by tak było, gdybym wtedy zadzwoniła - zastanawia się Kasia. - Gośka nosi ten sam rozmiar co ja. I choć na co dzień ukrywa się pod lekarskim kitlem, ma tonę świetnych rzeczy. Zawsze ratuje mnie, gdy nie mam w co się ubrać. A gdy idę na randkę, albo ważne spotkanie Klaudia robi mi boski makijaż. Ma mnóstwo kosmetyków, których prawie w ogóle nie używa. W domu pracuje ubrana w dres i bez makijażu - zdradza Aleksandra z podpoznańskiej komuny. - Dzięki bogu, że mamy dwie łazienki. Bo jak któraś z naszych czterech dam gdzieś się wybiera, przygotowania trwają godzinami. Zamykają się wtedy w łazience, jedna siedzi na podłodze, dwie na brzegu wanny, a bohaterka wieczoru najczęściej stoi przed lustrem i lamentuje - Adam ewidentnie nie ma ochoty uczestniczyć w babskich rytuałach. - Rzadko zdarza się, żebyśmy wszyscy byli w domu. Ale jeszcze rzadziej, by dom był pusty. Gdy mam dom tylko dla siebie, nie włączam muzyki czy telewizora. Rozkoszuję się ciszą. Pomyślałby kto, że uciekłam z głośnego Poznania w poszukiwaniu spokoju i wylądowałam z najgłośniejszą grupą ludzi pod słońcem - Justyna narzeka na hałas, ale ani myśli wyprowadzać się z domu. - Po pierwsze, nie stać mnie by płacić 1200-1500 zł za własne lokum. O rodzinie póki co nie myślę. Chłopaka chwilowo nie mam. Ale za to zawsze mam z kim pogadać. Czy to o medycynie, czy o facetach, czy o filmach. Jak podejmują decyzje związane z mieszkaniem? Mamy grupę na Facebooku. Tam każdy informuje wszystkich o ważnych rzeczach. O rachunkach do zapłacenia, o szklance, która zakwitła w salonie, bo ktoś zostawił ja na święta pod kanapą, o imprezach, a przede wszystkim: o konieczności zakupu papieru toaletowego. - Ostatnio przeglądałem naszą grupę i co drugi wpis jest o tym, że się taśma życia skończyła. Mamy chyba największe zużycie per capita w całej Wielkopolsce! - analizuje Adam. O co się kłócą? O dostęp do Play Station, które we wrześniu kupili "na spółkę" i muzykę, jakiej słuchają. - Każde z nas ma zupełnie inny gust. I każde ma w swoim pokoju przyzwoite głośniki. Jest takie miejsce w przedpokoju, z którego słychać absolutnie każdy dźwięk na całym piętrze. Popołudniami jest to mieszanka nie do wytrzymania. Ostatnio musieli przeprowadzić referendum w sprawie bałkańskich kapel rockowych, którymi katował nas Łukasz. Stanęło na tym, że ma prawo ich słuchać, ale przy głośnikach ustawionych na 30 proc. mocy. - Człowiek się stara pokazać koleżankom i kolegom coś nowego, zachęcić do odkryć, a oni mnie prawie na taczce gnoju wywożą. Ech, nie ma wdzięczności w tym narodzie - śmieje się Łukasz i dodaje, że gdy czasem jest sam w domu, włącza swoje ukochane kawałki na wszystkich głośnikach. - Mam dźwięk przestrzenny lepszy niż w Multikinie! I cóż, że ze Szwecji? Kłótnia w mieszkaniu na Woli zdarzyła się tylko raz. I jak to zwykle bywa, poszło o błahostkę. Kaśka w przypływie weny postanowiła zmyć podłogę w kuchni i przedpokoju. Po skończonym sprzątaniu zostawiła wiadro z mopem pod drzwiami do łazienki, którą chyba miał uprzątnąć Mateusz. Po trzech dniach ktoś nie wytrzymał, ktoś zaczął krzyczeć, że tylko on w tym domu sprząta. Zaczęło się pranie brudów. Potem były dwa ciche dni. A potem znowu spotkali się w przedpokoju. Zaczęli gadać o korkach na Alei Solidarności, potem o przystojnym kierowcy w E-2, a potem była 2 nad ranem. Pola oczywiście mogłaby dyskutować choćby do weekendu - miała wolne piątki, co doprowadzało resztę do furii, bo po nocnych pogaduchach trzeba było rano wstać, podczas gdy Pola wylegiwała się do południa. Po dwóch latach ich drogi się rozeszły. Dziewczyny mieszkały razem do końca studiów, ale zgodnie twierdzą, że dwa lata na Woli były najlepsze w ich życiu. - Człowiek zawsze miał się do kogo odezwać. Gdy miał na to ochotę, zamykał się w swoim pokoju, ale gdy potrzebował, przyjaciele zawsze byli pod ręką. Nigdy potem nie miałam tak świetnych współlokatorów. Może dlatego po latach mieszkania "na kupie" zdecydowałam się na samodzielność w kawalerce? Dobrze mi tu. Zmywam tylko swoje naczynia i nikt nie dobija się do łazienki o poranku. Ale są takie momenty, że chciałabym wrócić do tego mieszkania po którym hulał wiatr i salwy śmiechu - z nostalgią podsumowuje Pola. W Szwecji od lat powstają komuny dla dobrze sytuowanych, pracujących ludzi, którzy szukają sposobu na samotność. Każdy mieszkaniec ma swoją prywatną przestrzeń, ale w każdej chwili może spotkać się z innymi, korzystając ze wspólnych pomieszczeń: kuchni, salonu, siłowni, ogrodu. - Tylko, że Szwedzi muszą za to płacić ciężkie pieniądze, a my, nie dość że mamy świetną paczkę, doskonałą atmosferę, to jeszcze wydajemy 1/4 tego, co mieszkający samodzielnie rówieśnicy - wylicza Justyna. Czy myślą o wyprowadzce? Życiu na własną rękę? - Nigdy w życiu! Przecież ja pracuję po 12 godzin na dobę. Gdybym mieszkała sama, kto w takich razach karmiłby mojego kota? - zastanawia się Gosia. - A tak zawsze mogę liczyć na Łukasza albo Klaudię. Wiem, że Łukasz puszcza Fionie te swoje wrzaski, ale póki co, kot chyba dobrze to znosi. Więc nie będę jej i siebie przenosić do jakiejś 30-metrowej klitki w centrum. Przecież to nasz mały raj. Choć trochę brudny i za głośny - podsumowuje Gosia.Method 2: Clearing HSTS by clearing Site Preferences. Open Firefox, click the Library icon and select History > Clear Recent History. In the Clear All History window, set the Time range to clear drop-down menu to Everything. Next, expand the Details menu and uncheck every option except for Site Preferences. Click the Clear Now button to clear
Komunia – przepisy na domowe przyjęcie Komunia to nie tylko ważny dzień dla dzieci, ale także ich rodziców, którzy z pewnością chcieliby uświetnić ten wyjątkowy dzień świętowaniem z całą rodziną. Jedną z części składowych tego celebrowania jest podanie wyjątkowo smacznych dań i deserów, przy których można rozmawiać godzinami! Choć niektórzy decydują się na organizowanie obiadu po komunii w lokalach, gdzie jedzenie jest dostarczane, nadal popularnym wyjściem jest organizowanie przyjęcia komunijnego w domu. Organizując przyjęcie w domu, musisz zająć się wieloma sprawami, a stopień trudności całego przedsięwzięcia zależy od ilości spodziewanych gości. Przy większych przyjęciach (i mniejszych mieszkaniach) problemem może być już nawet samo usadzenie gości. Może się również okazać, że nie dysponujemy wystarczającą ilością zastawy stołowej. W tego typu sytuacjach warto zwrócić się o pomoc do bliskich – rodziny lub sąsiadów – którzy mogą pożyczyć nam dodatkowy stół czy talerze. Nie musimy na komunię kupować sprzętów, których później nie będziemy wykorzystywać. Jedzenie na komunię Potrawy na pierwszą komunię powinny tworzyć wspaniałe menu, w którym znajdą się nie tylko sycące i rozgrzewające dania główne (np. krokiety, zapiekanki, wyjątkowa kaczka w sosie miodowo-lawendowym), ale również zupy (kremowe i gulaszowe) i desery (serniki, ciasto kokosowe, tort owocowy). Dania na pierwszą komunię podawaj w porcjach, które nie przytłoczą gości – muszą mieć siły na skosztowanie wyjątkowego menu w całości! Warto, aby pierwszokomunijne dania główne nie były tymi powszednimi – zastanów się nad przepisem na polędwiczki ze śliwkami, filet z indyka w sosie żurawinowym czy roladki schabowe nadziewane białą kiełbasą i musztardą, posypane majerankiem. Niech pierwsza komunia twojego dziecka będzie niezapomniana także pod względem kulinarnym! 138 views, 9 likes, 1 loves, 0 comments, 0 shares, Facebook Watch Videos from Raport Alego: Nic nie wskazuje na to, że "Rudemu" na Pawiaku truciznę mogła Jak nazywać dziecko przystępujące do Pierwszej Komunii Świętej? – Moja córka Julcia przystępuje właśnie do Pierwszej Komunii Świętej. Czy istnieje w języku polskim jedno, proste słowo nazywające takie dziecko? – pyta internautka z Krakowa. Niestety, nie ma dziś w polszczyźnie jednoczłonowej nazwy na osobę idącą do Pierwszej Komunii Świętej czy w ogóle do komunii. Ale kiedyś (jeszcze w XIX w.) takowa była. O kimś przystępującym do komunii mówiło się, że to komunikant, komunikantka. Nasi przodkowie utworzyli te słowa pod wpływem niemieckich form der Kommunikant, die Kommunikantin, ale punktem wyjścia dla komunikanta, komunikantki było łacińskie słowocommunicans, communicantis (za wzór posłużyła forma dopełniacza, odpadła jedynie końcówka -is). Omawiane wyrazy znajdujemy już w Słowniku języka polskiego Samuela Bogumiła Lindego (Lwów 1855, t. II, s. 421: komunikant ‘osoba przystępująca do komunii, czyli do świętości ciała i krwi’). Ale jeszcze dzisiaj odnotowują je współcześnie wydane słowniki (np. Uniwersalny słownik języka polskiegoPWN pod redakcją prof. Stanisława Dubisza, Warszawa 2003, t. II, s. 192 oraz Wielki słownik wyrazów obcych PWN pod redakcją prof. Mirosława Bańki, Warszawa 2003, s. 659), jednak – co oczywiste – z kwalifikatorem: dawne bądź przestarzałe. Szkopuł w tym, że wyraz komunikant ma jeszcze drugą definicję, oznacza ‘opłatek konsekrowany, hostię’ (zresztą i obecnie czasem tak się mówi). Wprawdzie owe homonimy różnią się niektórymi formami i odmieniają się inaczej: (ten) komunikant ‘opłatek’, (tego) komunikantu, (te) komunikanty oraz (ten) komunikant ‘osoba przystępująca do komunii’, (tego) komunikanta, (ci) komunikanci, ale mimo wszystko nie jest to sytuacja zbyt komfortowa dla użytkowników polszczyzny, gdy jakiś wyraz jest semantycznie różny. Komunikant w znaczeniu ‘osoba przystępująca do komunii’ wyszedł ostatecznie z użycia, a jako komunikant ‘hostia’ rzadko bywa w obiegu (poza językiem religijnym). Dlatego nie ma raczej szans na to, by odkurzyć go dziś i wprowadzić do polszczyzny ogólnej wyraz pierwszokomunikant, choć tu i ówdzie próbuje się to robić, przywołując chociażby czeską formę prvokomunikant (prvo– znaczy ‘pierwszo’). Najprostszym gramatycznie rozwiązaniem mogłoby być postawienie na nazwę pierwszokomunista, utworzoną od wyrażenia pierwsza komunia przyrostkiem -sta na wzór pierwszoklasista (od: pierwsza klasa). Ale byłoby to pociągnięcie wyjątkowo niebezpieczne, gdyż lwiej części Polaków słowo komunista kojarzy się jednoznacznie źle – z komunizmem, z komuną i z członkiem partii komunistycznej (przypominam, że przed wiekami komunistą nazywano również ‘kapłana świeckiego w zgromadzeniu Bartłomieja Holzhausera’). Większości rodziców i chrzestnych dzieci przystępujących do Pierwszej Komunii Świętej nazwa pierwszokomunista nie przypadnie więc do gustu, mimo że pojawia się już od jakiegoś czasu w internecie i w „Gazecie Wyborczej”. Warto jednak zaznaczyć, że np. słowo kolonista powszechnie bywa dzisiaj używane w znaczeniu 'uczestnik wakacyjnych kolonii młodzieżowych’, chociaż pierwsze, podstawowe znaczenie tego wyrazu jest inne – 'ten, kto osiedlił się lub kogo osiedlono na terenach podlegających kolonizaji (z niem. Kolonist). No to puśćmy wodze fantazji i szukajmy dalej… Może odpowiednie okazałyby się w tej sytuacji określenia pierwszokomuniak lub pierwszokomunijniak (jak pierwszoroczniak) lub pierwszokomuniec (jak pierwszoligowiec)? A co by Państwo powiedzieli na zdrobniałe, pieszczotliwe brzmienie pierwszokomuniątko (Ależ pięknie wygląda to nasze pierwszokomuniątko; Ileż tu w kościele pierwszokomuniątek)? Nie mam złudzeń, że proponowane przeze mnie nazwy uznają Państwu za dziwne, sztuczne, a nawet śmieszne. Wobec braku sensownej nazwy na dziecko idące do Pierwszej Komunii Świętej pozostaje nam ciągle mówić i pisać po prostu dziecko pierwszokomunijne… MACIEJ MALINOWSKI2. Recite a mantra to help you get through class time. Calming yourself before the class can help you focus on the positive and build up your confidence to face mean classmates. You can repeat virtually any quote or phrase of your choosing. An example of a mantra: “I can make it through this hour of English.
Подключайся: http://www.youtube.com/user/PROlife05?sub_confirmation=1Music: YUlduz UsmanovaLirycs: Elena Zakirova i Elena KlimashkinaProduced by: Umar Umaro @OlaJ1973 @agnieszkawolsk9 Oczekiwanie na wielkie zjednoczenie jest stratą czasu ostatnie, największe chyba mieliśmy w RP tuż po odzyskaniu niepodległości, dlatego mogliśmy stawić czoło nawet komunie w 1920. Cisnąć polityków - oni są Naszym ramieniem, muszą czuć Nasz wzrok i skupioną uwagę na wynik prac. 13 Feb 2022Kamienie na szaniec - test. znajomości lektury. Pytanie 1. Jak nazywała się drużyna harcerska do której należeli głównie bohaterowie utworu? Graby. Świerki. Buki. Grzmoty. Pytanie 2.Henry Cavill finally builds his own custom gaming PC. The video was posted on his Instagram. Follow him on https://www.instagram.com/henrycavillA list of com Ux2n.